1.04.2014

Metamorfoza pewnej blondynki




Dziś mam dla Was krótką opowieść o tym, jak z włosów rozjaśnionych, z widocznym odrostem dało się zrobić całkiem naturalnie wyglądające włosy w odcieniu średniego blondu zwanego potocznie toffi. Bohaterką tej włosowej historii jest moja mama, która niegdyś była bardzo jasną blondynką i mimo, że z czasem włosy się bardzo zmieniają -nie wyobraża sobie aby z blondu kiedykolwiek rezygnować. Jeśli jesteście ciekawe jak to wyglądało zapraszam do lektury.







Włosy mojej mamy pamiętam zawsze jako jasne. Nie ominęła je moda na trwałą ondulację. Zupełnie niepotrzebnie, bo to włosy grube, silne i naturalnie falujące się. Zwykle obcinane dość krótko, ale rozjaśniane i farbowane w jasnych tonacjach dość często. Zazwyczaj też doskonale wyglądają, bo objętość włosów jest niepodważalna. Problem się pojawił gdy zbyt agresywny rozjaśniacz Subrina podrażnił skórę głowy a na długości przesuszył niewiarygodnie. Dopiero po jakiś dwóch miesiącach mama zdecydowała się na to, by coś z włosami zrobić. Po pierwsze zmoczyliśmy włosy - i faktycznie zbiły się one natychmiast w jeden matowy, suchy kołtun. Nie było sensu tego nawet dokładnie rozczesywać- rozdzieliłam włosy tylko na warstwy i z użyciem nożyczek z Rossmanna zmieniłam lekko fryzurę, pozbywając się większości zniszczeń. A co z odrostem ? Właśnie tutaj zaproponowałam wykorzystanie farby jaka była akurat w domu - Palette kolor Pralina (szukam przez Google, ale nie umiem znaleźć dokładnie takiego samego pudełka, było chyba różowe). Połowę tuby rozrobiłam z oksydantem9%, który jeszcze rozcieńczyłam wodą z kranu w proporcjach mniej więcej 50%-50% - Dodatkowo do mieszanki dodałam około łyżeczki oliwy z oliwek, aby osłabić działanie substancji. Mama zdecydowanie nie chciała żadnego brązu na głowie, a kolejne rozjaśnienie mogłoby się bardzo źle skończyć. Mieszankę nałożyłam mamie na włosy, najdokładniej na te rozjaśnione biało- żółte fragmenty- bardzo ważne jest aby robić to szybko i symetrycznie (nie od lewej do prawej ale na dwie ręce po obu stronach głowy)- bo każda minuta decyduje o działaniu farby. Po około 10 minutach (łącznie) włosy przybrały docelowy kolor i szybko zmyliśmy farbę. Nałożyliśmy maskę - akurat mieliśmy Argan Kallos , wysuszyliśmy i voillà - mamy toffi. Nie jest to koloryzacja trwała, ale pozwala cieszyć się odświeżonym nowym kolorem, który nie wymaga stałej walki z odrostem. Można tak rozcieńczoną farbę trzymać na włosach dłużej - o ile mamy odwagę i chęć zdecydowanego przyciemnienia. Mi w tym wypadku chodziło tylko o wizualne zatarcie granicy między naturalnymi a rozjaśnianymi włosami. Profesjonalni fryzjerzy śmiało mieszają różne kolory, wiedząc z góry doskonale co ma wyjść, ja to robię intuicyjnie więc i bardziej ostrożnie.

A oto ilustracja efektu. Zdjęcie "przed" zostało wykonane około miesiąca wcześniej- tuż przed farbowaniem nie było dobrych warunków oświetleniowych.
Na koniec wizyty wręczyłam tym razem mamie butlę Facelle, które to mam nadzieję w odróżnieniu od szamponów z SLS czy SLES pomoże w przywróceniu zdrowia skórze głowy, buteleczkę oliwy z oliwek wraz z  instrukcjami stosowania i odżywkę b/s Naturia miód i cytryna :) Na przyszłość muszę znaleźć mamie jakiś średni blond lekko rozjaśniający - macie jakieś sprawdzone farby, które dałyby pożądany efekt ? Mamie bardzo podoba się ten mahoniowy połysk :) 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz